piątek, 28 listopada 2014

Jak być szczęśliwym?

Bycie szczęśliwym to stan, do którego dąży każdy człowiek. Chcemy być kochani, kochać, mieć zaspokojone wszystkie potrzeby, spełniać marzenia. Jest sporządzona cała lista potrzeb - na przykład można wziąć chociażby piramidę Maslowa. Od czego zależy  bycie szczęśliwym? Czy trzeba mieć mnóstwo pieniędzy, sławę, wymarzoną pracę i super samochód? Odpowiedź może wydawać się oczywista, jednak absolutnie tak nie jest. Moje myślenie na ten temat uległo całkowitej metamorfozie i dziś mam już inne spojrzenie na ten temat.

Pieniądze – co z nimi?

Czy biedny jest nieszczęśliwy? Niekoniecznie. Pewnie większość biedniejszych ludzi chciałoby mieć kieszenie wypchane kasą, ale tak naprawdę wolą, by wszystko pozostało tak jak jest. Może podświadomie. Narzekają, ale czują się z tym dobrze i bezpiecznie.

Co to znaczy być spełnionym

Kiedyś myślałem, że spełnionym będę tylko wtedy, kiedy będę milionerem, będę mieszkał na Manhattanie lub w Szwajcarii i będę sławny jak Paris Hilton. Czy to nie głupota? Przecież o wiele bardziej spełniony może być rolnik z bardzo ubogiej wsi, gdzie nie dochodzi droga asfaltowa. Żyje swoim ułożonym rytmem, pracuje, ma marzenia. Czy jakaś tonąca w pieniądzach celebrytka ma marzenia? Podejrzewam, że ma, ale jakieś bardzo, bardzo płytkie i mało dla niej znaczące. Większość jest już spełnionych. Ludzie takim celebrytkom zazdroszczą, ale częściej sami są dużo szczęśliwi. Taki myk J

Trzeba mieć zajęcie

Kiedyś myślałem, że będę szczęśliwym, gdy przestanę chodzić do szkoły. Mnóstwo wolnego czasu, wolność. Bzdura. Szczęśliwi są ci, którzy mają jakieś zajęcia. Ileż razy słyszałem, że kiedy ktoś stracił pracę, jest w dołku i depresji. Zdecydowanie lepiej jest pracować, i to nawet ciężko. Wtedy dopiero cenimy wolny czas. Narzekamy, że dużo roboty, że jesteśmy zmęczeni, ale MAMY ZAJĘCIE. Dążymy do czegoś – do wolnego weekendu z rodziną, który jest wtedy jak skarb. Jeszcze lepiej, gdy nasza praca jest naszą pasją!

Hej, nie myśl za dużo!

Jestem spod znaku panny, jednego z tych, który za dużo myśli – chyba najczęściej ze wszystkich. Jego motto brzmi – analizuję. I to bywa piętą achillesową. O ile czasem jest bardzo pomocne do wyciągania ciekawych i użytecznych wniosków, o tyle czasem wpycha w doły i psuje humor. Ludzie mniej inteligenci są zwykle szczęśliwsi. Może to głupio zabrzmi, ale, by być szczęśliwym, trzeba jak najmniej myśleć, nie analizować, nie zastanawiać się, zwłaszcza nad popełnionymi błędami, ale zdecydowanie iść do przodu. Stąpać tak mocno, by zatrzęsło się całe miasto i usłyszeli wszyscy wokół. Umysł człowieka jest tak skonstruowany, że może doprowadzać do autodestrukcji. Dlatego czasem, kiedy przychodzą lęki, obawy, nie warto się nim kierować, tylko po prostu iść przed siebie. Wtedy będziemy szczęśliwi.

Nieodłączny element

Nieodłączną częścią naszego życia są rozmowy z innymi ludźmi. Człowiek jest istotą społeczną i wyizolowany zginie – prędzej czy później. Dlatego trzeba mieć mnóstwo znajomych, przyjaciół, a także regularnie utrzymywać kontakty z rodziną. Czasem spojrzenie kogoś innego na jakąś sprawę lub problem bardzo pomaga. Trzeba słuchać ludzi, jak i do nich mówić. Mówić to, co nas boli, co nas smuci. Dobry żart przeczytany brzmi śmiesznie, ale opowiedziany przyprawia nas o ból brzucha – ze śmiechu.

Nie planuj żadnej bajki

Trzeba mieć marzenia, ale warto też żyć rzeczywistością i cieszyć się z niej. Niektóre marzenia na pewno się spełnią, inne pozostaną gdzieś u góry. I bardzo dobrze, tak ma być. Do cholerki! J Bo co by było, gdyby się wszystkie spełniły? Brak celu w życiu, wypalenie. Klapa. Poza tym nie zaplanujemy życia. Jeden moment, dosłownie ułamek sekundy, może to wszystko zniszczyć i zburzyć wszystkie plany.

Podsumowanie

Podsumowując, mogę wypunktować to, co bym zalecał robić, by być szczęśliwym:

pracować, mało myśleć (a jak już myśleć, to pozytywnie), a dużo robić, akceptować rzeczywistość i ją ulepszać, a nie próbować zmienić i… patrzeć tylko do góry.

środa, 6 sierpnia 2014

Nowe modele już niedługo


"W ubiegłym tygodniu zaprezentowane zostały nowe modele produktu Human firmy Niebo S.A. Zmiany znów są dosyć poważne. Jak twierdzą przedstawiciele firmy, nowe modele mają być seryjnie większe, wyższe i mieć większa wagę. Zmieniono nieco maski, tak, by rysy były bardziej dynamiczne. Poprawiono wielkość urządzeń na masce, by były jeszcze bardziej proporcjonalne do siebie. Zmniejszono nos, wydłużono oczy i zwiększono usta. Produkt ma wywoływać wrażenie drapieżnego spojrzenia. Poprawiono sylwetkę, ciągle prowadzone są prace nad wyeliminowaniem krzywych nóg. Produkt jest teraz bardziej elastyczny i nie trzeszczy w kościach tak głośno. Zwiększono przyspieszenie i poprawiono hamulce.

Co do aspektu intelektualnego, zwiększono wydajność do aż około 11 h pracy urządzenia dziennie. Są one również bardziej błyskotliwe i szybciej przyswajają wiedzę. Mogą być bardziej twórcze i produktywne.

Zawsze jednak coś za coś. Inżynierowie intensywnie pracują nad zmniejszeniem spalania, ale to ciągle jeszcze wzrasta wraz z unowocześnieniem modeli. Wzrastają rownież inne koszty eksploatacji, bowiem produkty bywają bardziej wadliwe. Na potegę psuje się oprogramowanie. Psują się rownież silniki, które padają na zawał.



W lepszych wersjach zastosowano nowoczesne, szybkie oprogramowanie, powstałe we współpracy z firmami z Doliny Krzemowej oraz wiele opcjonalnych udogodnień. Ciekawostką są na przykład krystalicznie białe, niekruszące zęby, uznawane za symbol najwyższej jakości produktu.

Ceny urządzeń? Są one bezcenne, ich jakość zależy od jakości urządzeń wprowadzających i ich zaangażowania w tworzenie."



Po przeczytaniu takiego opisu można odnieść wrażenie, że bawimy się w jakieś sci-fiction. Opis jednak nie dotyczy robotów, ale w pewien luźny sposób nawiązuje do ludzi. Starałem się zobrazować to, co w dzisiejszych czasach dzieje się w państwach cywilizowanych. Społeczeństwo właśnie powoli staje się takimi robotami, które coraz więcej pracują. Ludzie chcą mieć coraz więcej z życia, widząc swoje szczęście w ciągłym zdobywaniu pieniędzy i jego kupowaniu. No ale... przecież nie wszystko można kupić! Czasem warto zastanowić się, co lepsze. Czy lepiej mieć czy może żyć w wolności, skromniej, ale może szczęśliwiej? Na wiele można sobie zarobić, ale czy warto się poświęcać? Zwłaszcza kiedy nasza praca nie jest równocześnie pasją, a tylko jakąś nudną rutyną? Czy ktoś z Państwa się jeszcze w ogóle zastanawia?

sobota, 2 sierpnia 2014

Powstanie Warszawskie – ale o co chodzi?

Minęła właśnie kolejna rocznica, okrągła! I temat wraca jak bumerang. I jak to zwykle w Polsce, mamy dwa przeciwne obozy, które głoszą odmienne teorie na temat powstania. Dla jednych heroiczny pokaz honoru Polaka, a może realna szansa na wolność, dla drugich głupota i totalna bezmyślność. Gdzie leży prawda? Czy Powstanie Warszawskie było potrzebne?

W 1944 roku na terenie Polski, okupowanym przez hitlerowców, napięcie było już na tyle duże, że coś w końcu musiało pęknąć. Poza tym Niemcy powoli tracili siłę na zachodzie, natomiast ze wschodu nadciągała armia radziecka, która miała wyzwolić ziemie polskie. To w oczach zwykłych Polaków była szansa na niepodległość. W obrębie kadry zarządzającej patrzono już na to inaczej. Logika i strategia. Nasuwa się pytanie – czy tak wysoko postawieni, mądrzy i inteligentni wierzyli, że Armia Czerwona może nam pomóc? Oczywiście, że nie. Byłoby to kompletną głupotą. Oni jednak wierzyli, że czerwoni po prostu nas wspomogą, ponieważ walczą przeciwko Niemcom. Mieliśmy wspólnego wroga i oni to chcieli wykorzystać. Rosjanie okazali się mądrzejsi. Totalnie odcięli się od powstania i jak wiadomo, czekali przed Warszawą, aż powstańcy zostaną przez Niemców wybici. A przeciętni mieszkańcy miasta heroicznie walczyli, myśląc, że dowódcy AK wiedzą co robią, podejmując decyzję o wybuchu powstania. I tu się mówi właśnie o tym elemencie romantycznym – honor ważniejszy od życia. Jest to jednak tylko szlachetna myśl dorobiona do powstania później, bo przecież nikt nie brał karabinu w dłoń po to, by szlachetnie zginąć za ojczyznę. Naprawdę wierzono, że to się uda. Szczególnie w niższych sferach.

Czy powstanie było więc sensowne? Nie mi to oceniać, mam za małą wiedzę historyczną w tym temacie. Jednego jestem pewien – jeżeli już, nie powinno wybuchnąć wówczas, a bardziej z zaskoczenia, tak, by wprowadzić armię radziecką w błąd. Przecież oni dokładnie wiedzieli, że wybuchnie ono wtedy, kiedy właśnie wybuchło. Mieli Polaków pod kontrolą. 

Analizując bilans zysków i strat - gdyby powstanie nie wybuchło, moglibyśmy zostać włączeni bezpośrednio do ZSRR jako jedna z republik radzieckich. Takie też były plany. Polacy pokazali swoją siłę i to zarówno zachodowi, jak i Rosjanom. To musiało jakoś wpłynąć na późniejsze decyzje co do naszego państwa. Sytuacja Polaków byłaby na pewno gorsza, ale nie zginęłoby ponad 100 tysięcy ludzi i mielibyśmy piękny Paryż północy, a nie, jak dziś, nieszczęsnego komunistycznego molocha.


Każdemu powstańcowi z osobna należy oddawać hołd, bo zginął za ojczyznę. Jeszcze raz jednak powtarzam, zginął nie po to, by pokazać honor, ale dlatego, że walczył o wolność. Historii nie zmienimy i zbyt dużo dywagować na ten temat już nie warto. Nie ma co nikogo osądzać, zwłaszcza, że nie mamy na ten temat wystarczającej wiedzy. 

piątek, 25 lipca 2014

Czy jestem już dorosły?

Czas leci i nie zamierza stanąć. Pytanie, takie jak powyżej, mam w świadomości już od kilku lat. I ciągle nie mam na nie konkretnej odpowiedzi. W ostatnim czasie bardziej się na ten temat zastanowiłem.

Trzeba zacząć od rozwiania wątpliwości, czym jest ta dorosłość. W Polsce i wielu innych państwach formalnie jest to czas, kiedy osiągniemy już te ustawowe 18 lat. Mamy wówczas wiele praw, bo i możemy się legalnie upić (oczywiście w miejscu, które nie jest uznawane za publiczne!), zrobić prawko, kupić papierosy, założyć firmę czy… kupić Grand Theft Auto ;) Do tych praw musimy dołączyć jeszcze kluczowe pojęcie – odpowiedzialność prawna. Dosyć ważne, bo będąc pełnoletnim, odpowiadamy w 100 % za swoje działanie. Nie rodzice ani nie opiekunowie. My. Mamy tę większą swobodę, ale i większą odpowiedzialność. Tak jak już kiedyś pisałem – wolność to odpowiedzialność.

W sferze bardziej nieformalnej sprawa jest już nieco trudniejsza. Tu musimy zamienić słowo dorosłość na dojrzałość. Chyba tak bardziej pasuje. A więc od kiedy jest ta dojrzałość? Niektórzy potrafią wymienić kilka punktów, kryteriów, które określają osobę dojrzałą. Mówią, że taka osoba jest odpowiedzialna, rozsądna, itp… 

Znalazłem gdzieś w Internecie takie przykładowe kryteria dojrzałości:

1. Wolisz kupić sobie mieszkanie, niż je wynajmować.

2. Zaczynasz szukać męża lub żony, a nie, jak dotychczas, chłopaka / dziewczyny.

3. Wolisz wyjechać na wakacje tylko z twoim partnerem niż z paczką przyjaciół.

4. Częściej gotujesz sobie jedzenie, rzadziej kupujesz fast foody i gotowe dania.

5. Wolisz mieszkać sam / sama niż dzielić mieszkanie ze współlokatorami.

6. Przestajesz chodzić do klubów nocnych.

Ja sądzę, że ważnym objawem jako takiej dojrzałości jest fakt, że ktoś sam się utrzymuje. Tyczy się to zwłaszcza mężczyzn, no bo przecież kobiety czasem nie pracują, a są paniami domu (i to zazwyczaj jest cięższą pracą od tej na etacie!). Natomiast z punktu widzenia rodziców zawsze jesteśmy dziećmi. Tak samo i dla Boga. I to niezależnie od wieku.

Tak konkludując dorzucę, że według mnie nie ma takiego czasu, kiedy stajemy się dorośli (dojrzali). Powiedziałbym jakiś konkretny wiek – tak jak to niektórzy. No ale przecież zawsze znajdzie się starszy i powie, że tamten jest niedojrzały. Uczymy się i dojrzewamy całe życie. Więc czternastolatek wcale nie jest szczeniakiem, a czterdziestolatek nie jest stuprocentowo dojrzały. Są na jakiś etapie życia i jeżeli zachowują się w ogólnie przyjętej normie, to jest w porządku. To znaczy, że są w jakimś sensie dojrzali.

czwartek, 10 lipca 2014

Byt określa świadomość, a może..... świadomość określa byt?

BYT----OKREŚLA----ŚWIADOMOŚĆ

Hasło pewnie większości z Państwa obiło się o uszy, ale nie każdy zastanawiał się, co te słowa oznaczają. O co w tym chodzi? Co to jest ten byt? I dlaczego określa świadomość? Karol Marks, który uznawany jest za twórcę cytatu, być może nie wiedział, jakie genialne słowa nam pozostawił. Cieszmy się, że je udostępnił, a nie zabrał ze sobą do ziemi.

Analizujemy sobie i powtarzamy ten cytat i wówczas pojawia się zasadnicze pytanie - czy ten nasz byt może określać świadomość? Czy aby na pewno Marks miał rację? Zdania są podzielone. Niektórzy go negują. Inni mówią, że to świetne stwierdzenie. Przeanalizujmy więc, jak to może działać.

Według cytatu (w rozumieniu ten byt określa tę świadomość) na to, jak myślimy, wpływa nasze położenie - pozycja społeczna, status materialny. Materia kreuje tę naszą świadomość. Zmienia się ona tylko wtedy, kiedy zmienimy położenie. Oznacza to, że biedny rolnik ze wsi jest niedorozwiniętym prostakiem, a facet z drogą limuzyną, mieszkający w centrum dużego miasta, jest mądry i ma szerokie horyzonty. Tak więc, kiedy kupimy sobie nowe auto, będziemy już nieco innymi ludźmi, będziemy bardziej pewni siebie i dowartościowani.

Przeciwnie do cytatu, świadomość określa byt (lub ten byt określa ta świadomość), wyobrażamy sobie, że to nasze myślenie wpływa na nasz byt. Zgodnie z tym to owy pan ze wsi jest tym rolnikiem, bo tak sobie wymyślił i tak chce. I zostanie nim do wtedy, kiedy będzie chciał. Jest mało mądry nie dlatego, że tak go wychowano, tylko dlatego, że taki się urodził. A jego środowisko jest kopią jego świadomości. Natomiast bogaty pan z miasta ma kasę, bo miał potrzebę ją mieć. Jego otoczenie jest odzwierciedleniem jego świadomości.

Proste? Chyba tak. Kwestia, która wersja jest zgodna z rzeczywistością. To, że na początku napisałem o "genialnym" cytacie, dosyć jasno pokazuje mój wybór. Wolę ten oryginalny i zgadzam się z nim, choć tak naprawdę to jesteśmy chyba trochę pomiędzy. Bardziej w stronę pierwszej wersji, ale druga też może być prawdziwa. Jak jest u Państwa?

niedziela, 15 czerwca 2014

Krótko na temat afery taśmowej

Koleżanki i koledzy, ekhm... niepokoją mnie doniesienia mediów w sprawie afery taśmowej. Moi drodzy, wolność to między innymi, a może przede wszystkim ODPOWIEDZIALNOŚĆ. A dziś mnóstwo ludzi chce dymisji rządu. Jeżeli rząd PO-PSL upadnie to nie wyjdzie z tego nic dobrego. Nie ma żadnej alternatywy. Nie zachowujmy się jak dzieci, nie reagujmy emocjami, a działajmy z rozsądkiem. Żaden rząd nie jest idealny, ale ten - w mojej opinii - najskuteczniejszy. Wiadomo już mniej więcej o co tam poszło. Rzecz poważna, a zagrożenie realne. Kiedy do władzy dojdzie PiS, który odbieram jako partię ludzi niepoczytalnych lub niedouczonych, może nam zaszkodzić i wywołać poważne kłopoty państwa na arenie międzynarodowej. Wolność to odpowiedzialność, ponieważ to w naszych rękach w erze demokratycznej jest Polska. My decydujemy o niej i możemy ją rozwijać albo jej zaszkodzić. Życzę mądrego wykorzystania wolności!

sobota, 7 czerwca 2014

Zaufanie – jeden z kluczowych elementów relacji międzyludzkich

Dziś prościej, by nikt nie miał wątpliwości, o co chodzi. Oczywiście nie uważam nikogo za idiotę, ale pewne tematy lepiej przedstawić prosto, może lepiej wchodzą. Poza tym mówią, że gdy nie wiadomo o co chodzi, to idzie o pieniądze. Są ważniejsze wartości w życiu. No i o tym właśnie dziś.


'Słowa "wierzę Ci" mają głębo­ki sens. Bo "wierzę" to już połowa "ufam". A zaufa­nie to naj­piękniej­szy pre­zent ja­ki można otrzymać.'  

Trudno jest wzbudzić, łatwo stracić. Odbudować to już wielkie wyzwanie. Usłyszałem kiedyś, że nie zbudowałem wystarczającego zaufania. Na szczęście nie od partnerki, ale i tak wziąłem to do siebie i postanowiłem podziałać w tym kierunku. A przy okazji wypunktowałem warunki, które według mnie muszą być spełnione, by móc otrzymać od kogoś zaufanie, albo co temu pomaga. Zatem poniżej moje wnioski. Co u ludzi wzbudza zaufanie?

1. Na pewno dotrzymywanie słowa. Ktoś, kto  kilka razy nie dotrzymał obietnicy już nie będzie traktowany poważnie.

2. Uśmiech – mała rzecz, ale jakże ważna. Emocje mają to do siebie, że są przelewane na naszego rozmówcę. Może nie zawsze w dużym stopniu, ale jednak. Szczery uśmiech rozluźnia atmosferę, a także wzbudza zaufanie.

3. Porządek – w sensie dosłownym. Komuś, kto ma posprzątane wokół siebie, kto jest dokładny, jesteśmy skłonni zaufać.

4. Powaga – trzeba wykazywać pozytywne emocje, aczkolwiek  pozostawać ułożonym i wyważonym. Rozsądek, odpowiedzialność to same plusy.

5. Klasa – wulgarnością jeszcze nikt nie zdobył nic wartościowego. Człowiek reprezentujący jakiś poziom na pewno może liczyć na zaufanie.

6. Szczerość – nie zaufam komuś, kto mnie kłamie, proste.



                       

Zaufanie to dosyć skomplikowany element więzi. Musimy je zbudować u kobiety, z którą chcemy się wiązać – jest to podstawa w związku. To mężczyzna musi szczególnie dbać o to, ponieważ ma być oparciem, stwarzać poczucie bezpieczeństwa. Taka jego naturalna rola i kobiety winny tego wymagać. Oczywiście i kobieta musi wykazywać rozsądek i być ułożona, ponieważ ma wspólnie ze swoim partnerem opiekować się domem i dziećmi.

Różne badania wykazują, że ludzie w Polsce mają bardzo niskie zaufanie do innych, również do władzy. Podobno ufają głównie i prawie tylko rodzinie. Z czego to wynika?

To zaufanie to taka wszystkim znana wartość, a jakoś mało kto się tym przejmuje. Ludzie mają to gdzieś, a potem sami na tym tracą. Wiem, że trudno zbudować, ale gdy już jest, bardzo dowartościowuje i podbudowuje. Życzę owocnego budowania zaufania. Bez zaufania nie ma przyjaźni ani miłości. 



środa, 4 czerwca 2014

Halo, co z tą komuną?


Komunizm mógł być dobrym ustrojem?

Jak to mówią, ustrój socjalistyczny, albo prościej – komunizm, ma świetne założenia. Przynajmniej ja tak słyszałem. No bo miejsce, gdzie wszyscy są równi, nie ma wyzysku, uprzedzeń, poczucia wyższości, niższości, nie jest idealne? Kiedy na początku XX wieku czerwoni dokonywali w carskiej Rosji rewolucji, ludziom socjalizm wydawał się wręcz idealny. Socjaliści, komuniści łatwo mogli zdobywać gigantyczny elektorat i grupę, jak by to można dziś ująć, fanów. A dziś? W dzisiejszych czasach, po Leninie, Stalinie i ich następcach świat już wie, że nie jest tak kolorowo z tym całym komunizmem. Przereklamowany, szkodliwy. Socjaliści to nie grupa ludzi, pragnących wdrożyć ustrój doskonały, uczynić z życia sielankę, a banda oszustów i złodziei, próbujących przejąć władzę i okraść obywateli. Brutalnie powiedziane, ale czy rzeczywiście tak jest? Tak mówią.

Tymczasem w Polsce

W Polsce komuna pojawiła się dopiero, powiedzmy, 25 lat później. Po II wojnie światowej, zwycięscy socjaliści mogli wreszcie rozpocząć dzieło zniszczenia wrogiego kapitalizmu i wszystkiego, co z tym się wiąże. Powiało grozą. Niedobrzy komuniści. Już w 1946 roku zorganizowano ciekawe referendum – słynne trzy razy tak – myślę, że większość o tym słyszała. Jeśli nie, odsyłam do Wikipedii. W 1952 zmieniono Konstytucję na stricte powiązaną z ideologią komunistyczną, uchylając Małą Konstytucję z 1947 roku. Potem ci niedobrzy komuniści (jak mi się podoba to sformułowanie!) zmienili nawet nazwę Katowic na – o zgrozo! – Stalinogród. To były czasy… Potem zaczęły wybuchać protesty, bo ludziom się nie podobało w tymże nowym, badziewnym ustroju. Precz z komuną – mówiono. Po 1956 nastąpiła odwilż, a Bieruta zastąpił Gomułka. Nieco lepiej było w czasie kadencji Gierka. Budowano drogi, osiedla, szkoły, urzędy, no po prostu wszystko. Długi za to wypominane są mu do dziś  (mimo że ci sami ludzie także krytykują ekipę Tuska za dzisiejszy dług publiczny). W latach 80 – tych do władzy doszedł generał – kochany przez Polaków Jaruzelski. Tego to już nie lubili. W efekcie jego rządów doszło do okrągłego stołu i Polska odzyskała wolność. Opis specjalnie nacechowany emocjonalnie, bo... tak mówią.

O co chodzi?

Tak się jakoś składa, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy tego komunizmu w ogóle nie zaznali, albo zahaczyli o samą końcówkę tych czasów. Irytuje mnie to, ale niestety, tak częściej bywa, również w innych przypadkach. Dla mnie, mimo że nie akceptuję założeń ideologii komunistyczno-socjalistycznej, jest to wsio radno.  Nie wypowiem się, nie osądzę komunizmu. Nie będę się o tej epoce negatywnie wypowiadał. Ani, tym bardziej, rozliczał Jaruzelskiego.

Co mi się podoba, a co nie?

Jedyne co mogę powiedzieć, to powymieniać kilka elementów, które mi się podobają lub nie. Generalnie czasy 1945-1989 kojarzą mi się bardzo pozytywnie.Uwielbiam filmy kręcone w epoce PRL-u. UWIELBIAM! Podoba mi się porządek, to, że milicja lała złodziei i pijaków po mordzie, jak się należało, że był jako taki porządek w miastach – brak tego chaosu reklam, billboardów, plakatów i tym podobnych badziewi, że bywało wesoło i zabawnie, przynajmniej dla tych, którzy nie mieli żadnych zrywów do protestu. Nie podoba mi się to, że komuna ogłupiała ludzi, czego skutki są do dziś – Ferdynand Kiepski chociażby. Zachodnie społeczeństwa były w tym czasie niewątpliwie mądrzejsze niż PRL-owskie. Łatwo było ludźmi manipulować, choć nie na tyle, by ustrój mógł bezpiecznie trwać. To by było na tyle mojej opinii.

Podsumowując.....


Nie odpowiem na pytanie, czy chciałbym żyć „za komuny”. Myślę, że nie byłoby wielkiej różnicy. Dla mnie nie. Tak też mówią ci, którzy żyli w tamtych czasach i mogą porównać. Nie zauważyli dużej różnicy. Poza pewnymi elementami życia, które były z dzisiejszego punktu widzenia kuriozalne, to tak naprawdę nie ma dużej różnicy. Przypominam, mówimy o zmianie ustroju, a nie rozwoju gospodarczym. Kto bardzo chciał zmiany? Opozycyjna grupa interesu, której nie dopuszczano do koryta. Szary obywatel Jan Kowalski ze wsi na Kielecczyźnie nie miał tu żadnej opinii. Wisiało mu to wszystko, byle tylko plony były dobre. Dopiero kiedy w telewizji usłyszał, że słabsze są z powodu PZPR – i tak powtarzał. Dziś słyszy „wina Tuska” i też powtarza jak papuga. Nigdy nie powiem nikomu, że komunizm był niedobry. Jak dla mnie, nie ma dobrych ustrojów, jest tylko dobre nastawienie. I na odwrót.

środa, 21 maja 2014

DEBATA



     Jest możliwe podjęcie decyzji co do wyboru swojego przedstawiciela w strukturach władzy po jednej debacie przedwyborczej? Oczywiście, że nie. Na taką debatę nikt chyba nie przychodzi, by wybrać kandydata, ale by utwierdzić się w przekonaniu, że popierana przez nas osoba jest faktycznie kompetentna. Sam również mam swoje preferencje i nie zamierzałem ich zmieniać, idąc na debatę, aczkolwiek mogłem przyjrzeć się reszcie kandydatów i wyciągnąć potem wnioski. Na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego spotkali się kandydaci i reprezentanci partii, startujący do Europarlamentu. Zagościł członek PO – Jan Olbrycht, Genowefa Grabowska z Europy Plus – Twój Ruch, Monika Paca z Partii Zieloni, Marek Migalski (Polska Razem), Jacek Sierpiński (Demokracja Bezpośrednia), Halina Sobańska (Sojusz Lewicy Demokratycznej-Unia Pracy), Artur Zawisza (Ruch Narodowy) oraz, chyba najbardziej wyczekiwany, kontrowersyjny Janusz Korwin – Mikke. Brakło jedynie przedstawicieli PiSu i Solidarnej Polski – olali nas i niech żałują. Nie brakowało bowiem emocji - ale cóż się dziwić – za chwilę wybory. Niektórzy krzyczeli, niektórzy byli stonowani. Jedni mówili merytorycznie, inni przyszli tylko po to, by wytykać błędy rywalom. O tym jednak niżej, przy opisie poszczególnych polityków.
Na początku każdy miał kilka minut na przedstawienie swojego programu wyborczego. Potem były pytania – tu zrobiło się ciekawiej i mogłem wykreować sobie opinię o konkretnym polityku. Cieszę się, ponieważ miałem okazję zadać jedno pytanie. Żeby było jasne – ocenię wszystkich, by w tym miejscu pozostać w miarę obiektywnym i nie zdradzić swoich preferencji. Tak więc jedziemy:

1.       Janusz Korwin – Mikke – osoba bardzo aktywna, nie trzyma języka za zębami, a jest szczery – do bólu. Ma jasne postulaty, odbiegając poglądami znacząco od reszty. Odnoszę wrażenie, że facet ma gdzieś wszystkich rywali i robi sobie z tego wszystkiego żarty. Nie stroni od wyzwisk i obraża i obecnie rządzących i opozycję. Tym razem szczególnie zabolało to Migalskiego – aż wyszedł, o mało się nie popłakawszy. Mikke nie ma pohamowania przed nazwaniem władzy sukinsynami. Doszedłem do pewnego wniosku – facet jest już po siedemdziesiątce i mógłby już przejść na emeryturę, dlatego możliwe, że powiedział sobie „teraz, albo nigdy”. Może dlatego działa tak intensywnie i niezwykle głośno prowadzi kampanię. Może liczyć, że jego hasła ruszą społeczeństwo i jego poparcie znacząco wzrośnie. Będzie więc zwycięstwo, albo totalna klapa na zakończenie kariery.

2.       Jan Olbrycht – pozytywnie. Nie znałem go wcześniej, znałem jedynie program partii. Facet był stonowany i mówił merytorycznie, nie było szału, ale mówił mądrze. Nie wychylał się zbytnio.

3.       Monika Paca reprezentowała partię Zieloni. I chyba na tym powinienem zakończyć. Cóż więcej? Mała siła przebicia, nudno, nudno i jeszcze raz… nijako. Coś tam o ekologii, coś tam o termomodernizacji. Kogo to obchodzi? Może powinno, ale sorry, mamy inne, ważniejsze tematy. Podsumowując, WTF?!

4.       Genowefa Grabowska – mieszane uczucia. Mówiła czasem mądrze, czasem można by było zatykać uszy. W sumie z tego zamieszania nie wiem, jakie dokładnie ma postulaty. Wiem tylko, że słabo mówi po angielsku, z rażącym wschodnim akcentem (padło pytanie w języku angielskim – i bardzo mądrze, dobry test polityków startujących do Brukseli, gdzie ta umiejętność jest kluczowa).

5.       Halina Sobańska – negatywne wrażenie. Krótko – krzykliwa feministka z małą siłą przebicia, pozbawiona kobiecości. No bo, kurcze, kobieta ma być kobietą, nawet w polityce. Miała głupie argumenty, nie toleruję socjalizmu i socjaldemokracji, nie toleruję homo i tego typu rzeczy. Ponadto baba pełna kompleksów. Kiedy zaśmiano się z Sosnowca, chyba się obraziła, bo zrobiła się czerwona (tu dosłownie, bo czerwona już jest z powodu przynależności do SLD J) i zaraz wyszła. 

6.       Wspominany Marek Migalski zachował się dziwnie. Pomimo mojej niechęci do osoby Jarosława Gowina, nie miałem nic do jego partii, a jej przedstawiciel wydawał mi się w porządku. Zawiodłem się. Kandydat do Europarlamentu, zamiast skupić się na programie wyborczym, zaczął wytykać reprezentatom innym partii to i tamto i w końcu mało co powiedział o programie swojej partii – Polska Razem. Żenujące. Jedno z pytań, które padło od publiczności, brzmiało: „jaki jest pański program wyborczy?”. Dopiero wówczas Migalski zaczął mówić coś tam merytorycznie. I tak nic nie zapamiętałem.

7.        Artur Zawisza – w przeciwieństwie do kolegi wyżej, jego poglądy dobrze zapamiętałem. Wstał i jasno w punktach powiedział, o co mu chodzi. I zgadzam się z nim w większości. Co ważne, ubolewa nad tym, że polska ziemia i polska gospodarka przechodzą w obce ręcę. Temat na długi wywód, ale to jest bardzo istotny problem, który jest minusem dla działalności Platformy. Obserwacja człowieka jest bardzo ważna – siedząc w pierwszym rzędzie byłem dosyć blisko od tego pana. I zauważyłem parę rzeczy – facet jest nerwowy, rozkojarzony i chyba ma dużą tremę. Tak więc pomimo tych jego merytorycznych postulatów, nie jestem skłonny go poprzeć. Do władzy to się zbytnio nie nadaje. Słaby wizerunek. Głosząc jakieś swoje hasła, chyba sam nie jest do nich przekonany. Takie w trakcie debaty odniosłem wrażenie.

8.       Mistrz drugiego planu, Jacek Sierpiński. Opanowany i mający ciekawe poglądy. Libertarianizm – brzmi egzotycznie. Nie umie mówić po angielsku, do czego sam się przyznał. Mimo jego poczucia humoru i fajnego przysposobienia do sytuacji chyba ta cała jego ideologia pozostanie w sferze fantazji.

Krótko podsumowując, ciekawi ludzie i jeszcze ciekawsza debata. Warto w nich uczestniczyć, człowiek się dużo uczy.   

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Jak zmieniły się relacje międzyludzkie w przeciągu ostatnich 60 lat

     Plastikowe, kolorowe klocki, które dzieci tak uwielbiają to nie jest rzeczywistość. Nikt nie uśmiecha się tak jak zbudowane z nich ludziki i nie chodzi ubrany w ciuchy w kolorach wiosennych kwiatów, takich, jakie rosną w tym okresie na piastowskiej ziemi. Może to jak Szwajcaria? Tak, tam jest prawie jak w miasteczku z klocków. Nasuwa się wątpliwość: ile nam do takiej sytuacji brakuje? Nam, Polakom.

     Po wydarzeniach związanych z wojnami światowymi ludzkość musiała sobie zadać pytanie. Brzmiało ono bardzo prosto: co dalej? Tak, świat przeżył na początku XX wieku pewną burzę wartości i kryzys, narosło napięcie. Wszystko już było, człowiek osiągnął, jak mu się wydawało, szczyt możliwości i wynalazł wszystko, co było możliwe. Późniejsze wojny światowe przewróciły rzeczywistość do góry nogami. Musiano odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie tak wyczerpująco, by mieć jasny cel i nie dopuścić do powielenia błędów sprzed wojen. Nieliczni znaleźli  na to rozwiązanie. Tymczasem jest nią dzisiejszy świat, przynajmniej europejski.

     Co mogło być przyczyną takich zmian, jakie dziś obserwujemy? Po wojnie, szukając odpowiedzi na powyższe, fundamentalne pytanie, stworzono pewien schemat, drogę, którą ludzkość ma podążać. Tak jak przed tysiącami lat religie. Coś, co będzie mogło pchać ludzi w odpowiednią stronę i regulować ich relacje. Tak jak kiedyś owe religie uporządkowywały świat i regulowały zasady, przy okazji wyciągając od ludzi korzyści materialne dla ich autorów, tak teraz ich miejsce zajmuje świat polityki. Ludzie zaczęli stawać się coraz mądrzejsi i zachodni świat już praktycznie zerwał z religią, więc trzeba było wymyślić coś nowego, coś, co może zastąpić religię i spełniać jej rolę. Już raz społeczeństwo pokazało, że nie respektuje jej i z tego, a nie innego powodu naziści doszli do władzy. No bo zostali wybrani przez ludzi i zyskali ich poparcie, no nie? Przecież sami by nic nie zrobili. Biorąc pod uwagę tenże fakt, zachodni świat na nowe rozwiązanie przystał. Jakie są efekty i na ile to się sprawdziło w Polsce?

     Dzisiejsi ludzie to już nie takie samo społeczeństwo, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Dziś są odmienne relacje międzyludzkie, inne wartości. Człowiek staje się coraz mniej konfliktowy, jest elastyczny i ugodowy. Zaczyna przypominać wspomnianego wyżej ludzika z klocków. To też ma gorsze strony – mężczyźni stają się mniej męscy. Nie tłuką się tyle, nie są wulgarni i agresywni, ale również niezbyt potrafią zmienić koło w samochodzie. Pośrednim skutkiem są zmiany relacje na linii rodzic – dziecko. Tak np. po wojnie do rodziców mówiono na wy, z biegiem czasu już prościej - mama i tata, a dziś do reguły przechodzi zwracanie się po imieniu. Można powiedzieć, iż Polacy upodobnili się do zachodu. To wszystko jest jednak starannie zaplanowanym schematem, oczywiście ludzie to nie roboty, które wykonują to, co im każą. Nie ma co też snuć teorii spiskowych. Po prostu na to przystają i nie mają nic przeciwko temu. Świat się umówił, można rzec najprościej, i teraz realizujemy te postanowienia. Dlaczego? Może z lenistwa, może to pasuje. Różnie. Tu nie ma jednej odpowiedzi. Niemniej jednak społeczeństwo jest kreowane, zaczynając od odpowiedniej propagandy (tak, choć to słowo brzmi tak peerelowsko), poprzez odpowiednią politykę edukacyjną, społeczną, działanie mediów i to, co pokazywane jest dzieciom w bajkach i programach, a kończąc na wychowaniu, którego model rodzice skądś czerpią. Na pewno nie od swoich rodziców. Społeczeństwo jest takie, jak w planie. Ewolucja w tym kierunku ciągle idzie z zachodu na wschód.

     A więc, jesteś kolorowym, plastikowym ludzikiem? Pozostaje pomyśleć nad odpowiedzią.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Katowickie kamienice - kogo są dziełem

     Jeśli wpis byłby zatytułowany stwierdzeniem, że lubię nację, o której niżej napiszę, zapewne wielu od razu by wyłączyło bloga. Zdecydowałem się więc na delikatniejszą formę przekazu i liczę, że zostanę zrozumiany J Polecam czytać do końca. Na początek kilka słów merytorycznej informacji.
     Katowice są dosyć młodym miastem. Nie można tu szukać budowli z okresu średniowiecza, renesansu, baroku, nawet klasycyzmu. Wymienione okresy są reprezentowane, ale w postaci stylu neoromanizmu, neogotyku, neorenesansu, neobaroku oraz neoklasycyzmu. Miasto rozwija się wraz z rewolucją przemysłową, uzyskując prawa miejskie w 1865 roku. Wtedy dzisiejsze centrum jest już zabudowane kamienicami przemysłowców, którzy rywalizują ze sobą, wznosząc coraz to okazalsze gmachy. Tak więc po początkowych bezstylowych kamienicach zaczynają pojawiać się określone style. Historyzm w czystej postaci występuje w Katowicach mniej więcej do końca lat 80-tych XIX wieku. Kamienice są zazwyczaj niskie, dwupiętrowe, z płaskim dachem – częsty jest tzw. Neorenesans włoski, jakże modny. Zabudowywana jest wówczas główna arteria miasta, prowadząca z Mysłowic do Gliwic  (ulica Warszawska, 3-go maja) oraz rynek i przyległe do nich uliczki. Z czasem wytyczane są nowe ulice, takie jak Mariacka, Opolska i kwartały w śródmieściu południowym, poniżej linii kolejowej – wszystko wedle planu pierwszego architekta miejskiego H. Nottebohma, pochodzącego z Westfalii.  Dominować zaczyna eklektyzm – fuzja wszystkich wcześniejszych stylów w ramach historyzmu. Budowle są od tego czasu wyższe i bardziej zdobione. Na większą skalę pojawia się licowanie – pokrywanie elewacji ceramiką, w różnych kolorach. Na przełomie XIX i XX wieku eklektyzm zostaje zastąpiony secesją – jest to oderwanie od wcześniejszej mody nawiązywania do stylów historycznych, pojawiają się nowe rozwiązania architektoniczne, nieregularność bryły elewacji. Styl obowiązuje, w uproszczeniu, aż do I wojny światowej.

Hotel Monopol, fot. Wikipedia

     W latach 50-tych XIX wieku w Katowicach (nie mających jeszcze wówczas praw miejskich) działalność rozpoczyna żydowski Austriak, architekt Ignatz Grunfeld. To dzięki niemu oraz współpracującej z nim kolejnej niemieckojęzycznej rodzinie pochodzenia żydowskiego, Goldsteinom, Katowice zostają w kilkadziesiąt lat tak zabudowane kamienicami, że są okrzyknięte „małym Paryżem”. Nie ma co się dziwić, wraz ze wzrostem znaczenia miasta, pojawiają się naprawdę wielkomiejskie gmachy, które stoją do dziś, w różnym stanie. Przemysłowcy, dla których wznoszone są kamienice, są coraz bogatsi (rękoma polskich robotników), toteż Grunfeld z ekipą - tu przepraszam za kolokwializm – całkiem jadą po bandzie, budując sześciokondygnacyjne pałace. Takie można dziś zaobserwować np. przy ulicy Opolskiej i Słowackiego. Robią to dla pieniędzy, ale też dla rozwoju miasta, by śląska perła w koronie była coraz piękniejsza.
     Jeszcze parę lat temu nie przeszłoby mi przez gardło stwierdzenie, że mogę podziwiać Niemca. Musiałem się zastanowić, dlaczego tak jest. Odpowiedź nie jest taka jednoznaczna. Polska mentalność wprawdzie nam na to niezbyt pozwala, ale rzecz leży głębiej. Nie jest łatwo spojrzeć z innej perspektywy, jeszcze trudniej, kiedy mamy wpojone, że KTOŚ JEST BE. Kiedyś przeczytałem fajną sentencję – „w czyichś butach można zajść o wiele dalej”. To pokazuje, że umiejętność patrzenia z perspektywy kogoś innego jest wręcz niezbędna. Łatwiej żyć. Nie uświadomiłem sobie tego, podczas podziwiania kamienic. Wtedy tylko pomyślałem, że tych ludzi, o których mowa, powinienem cenić. Ich, jako jednostki. Tymczasem naród, którego pomimo innego wyznania, byli członkami, podziwiam. Mimo ciągłej niechęci do kultury niemieckiej, której nie lubię. Nikt też nie musi ich ani tejże kultury lubić, ale mieć szacunek i nie spluwać na widok podobizny niemieckiego architekta na parterze kamienicy trzeba. Facet pewnie nawet nie dożył czasów nazizmu, a że polskich robotników mógł nie lubić – miał prawo, bo był sprytny, dorobił się fortuny, a ci byli zacofani. Liczę, że chociaż traktował ich z należytym szacunkiem.
     Warto czasem ubrać czyjeś buty nie tylko dla czystego sumienia, a głównie dla rozwoju własnej osobowości.

sobota, 12 kwietnia 2014

W związku z głupotą - o płytkich związkach na FB i nie tylko

     Nie od dziś wiadomo, że na Facebooku toczy się jakby drugie życie. Portal pozwala na ujawnianie naprawdę wielu informacji o sobie – dosłownie wszystkiego. Ludzie z tego korzystają, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwa z tego wynikające, ale również na to, że niektórymi działaniami w sieci kompromitują siebie i to w różnym wymiarze.



     Ciekawym zjawiskiem są związki na omawianym portalu społecznościowym. O dziwo, bawi się w to bardzo dużo użytkowników. Jak to mawiają, najpłytsze związki są oznaczone na Facebooku. Zgadzam się z tym. Niezbyt sobie wyobrażam, żeby być oznaczony ze swoją kobietą jako para. Na portalu, który traktuję bardziej jako zabawkę, miejsce do komunikowania ze znajomymi i wygłupiania się, a nie do relacjonowania swoich przeżyć. Strona niby po to została stworzona, ale proszę Was – jak można to brać na poważnie. Są jednak osoby, dla których FB to cały świat i tam poznają ludzi, zakochują i zaprzyjaźniają się, tam wyznają miłość i odchodzą od siebie. Współczuć tylko głupoty. Nie, nie współczuję, mam takich ludzi gdzieś i się z nich chętnie pośmieję. No bo jak, do cholery, może legitymować się ze wszystkiego i podawać wszystko jak na tacy na portalu społecznościowym? Trzeba być naiwnym idiotą. Ludzie potrafią być wyrzuceni z pracy, albo w ogóle do niej nie przyjęci, gdyż zrobili na FB jakąś głupotę. Idiotyzm. O dziwo, przynajmniej z mojej obserwacji, tylko Polacy tak naiwnie korzystają z tej ZABAWKI. Gdzie indziej ludzie używają FB jakoś bardziej świadomie i traktują go z przymrużeniem oka. Czy ludzie chcą się dowartościować, wpisując sobie status „w związku”? Myślę, że tak, ale też nie zawsze. Aczkolwiek zazwyczaj poważne pary tego nie robią, bo po co? Ja na pewno nie zamierzam. Face jest i pozostanie dla mnie tylko i wyłącznie zabawką, gdzie mogę również  znaleźć poznanych w REALU moich znajomych i z nimi w wolnym czasie porozmawiać, chociaż i to rzadko, bo w mojej opinii taki czat służy przede wszystkim do umawiania spotkań i wymiany istotnych informacji, które nie mogą czekać. Po co paplać na czacie bez sensu i wyczerpać wszystkie tematy do rozmowy w realu? Nie sądzę, że mój wpis zmieni Wasze podejście do FB. Niemniej jednak powinniście uważać, co tam zamieszczacie, bo może to zostać użyte przeciwko wam. Powodzenia w surfowaniu po portalach społecznościowych.


środa, 9 kwietnia 2014

Pokolenie Y. Nerdzie, idź stąd, czyli o węźle windsorskim

Pokolenie Y. Nerdzie, idź stąd, czyli o węźle windsorskim

     Kto umie zawiązać krawat, niech rzuci we mnie kamieniem – tak można by dziś powiedzieć do tłumu młodych mężczyzn. Może i znaleźliby się tacy, którzy umieją, ale… od każdej reguły są wyjątki. Tylko dlaczego dziś regułą jest bycie mężczyzną Y? Nauczył się wiązać krawat i cwaniak – tak brzmiałby pewnie pierwszy komentarz, gdybym na tym zakończył swój wpis. Jednakże wpis wbrew pozorom nie jest o tym, a o czymś poważniejszym.
     Dla pokoleń lat powojennych regułą stało się to, że każdy ma już takie podstawowe umiejętności. „Franklin umiał już liczyć i sznurować buciki, a Polacy już umieli wiązać krawaty” – których tak apropo Franklin nie nosił, tak jak Polaków nie było kiedyś stać na krawaty (tak!, nie żartuję, żyjemy w Polsce, powtarzam, Polsce, jakby ktoś nie wiedział, a jeżeli ktoś ma jakieś braki w wiedzy, odsyłam do Wikpedii). Takie określenie, szczególnie ta druga część, NIE pasuje już do dzisiejszych czasów. Swoją drogą, tejże bajki też już nie emitują. Wiązanie krawatów zostało wymyślone  chyba po to, by odróżnić tę niewykształconą część społeczeństwa od tej wykształconej. No bo głupi wieśniak w Anglii przed kilkuset laty pewnie nie umiał tego robić. Ludzie po rewolucjach stali się równi, to i nauczono rolników wiązania krawata i kazano mu myć buty przed wyjściem w niedzielę na mszę. To było naturalne aż do XXI wieku.
     Dzisiejsze pokolenie Y to inni ludzie niż ich ojcowie. Na pytanie „po co?” i „dlaczego?”, siedzący przy komputerze w zasyfionym pokoju, gruby, kilkunastoletni dzieciak, odpowie, „kto wie, kogo to obchodzi” i będzie to jego odpowiedź na wszystko. Taki alfabet życia i motto życiowe. Po tym ten dzieciak wróci do „pracy” przy komputerze, który czeka! Pokolenie Y jest miłe i się nie bije, ale… również nie myje butów i nie dba o swój wizaż. „Dlaczego? Kogo to obchodzi.” Najwyżej, chcąc wybrnąć z sytuacji, dołoży: „to jest mój styl”. Blee, nie przekonuje mnie to.
     Odpowiedzmy sobie, czy nie jesteśmy czasem członkami tego pokolenia. Przyszłość zależy od nas, ale młodzi jakby tego nie zauważali. Jeżeli zauważamy, to dobrze, więc do roboty.


środa, 19 lutego 2014

W ostatnim czasie ludzie nominują się na portalach społecznościowych na różne wyzwania. Najgłupsze jest to piwne - każdy nominowany ma wychlać na raz 0,5 litra piwa, albo stawia "kratę". Ludziom się chyba wyjątkowo nudzi, bo to śmieszne nie jest. Takie wyzwania otrzymują też kobiety. I je realizują - jak dla mnie kompromitacja. No ale cóż, każdy ma inne wartości. W każdym razie, kiedy dostanę takie cuś do zrobienia, niestety odmówię, albo zrobię z tego żart i wypiję sok. Głupia zabawa, nie dla mnie. Pogratulować tym, którzy zamienili to coś bardziej pożytecznego. Miłego dnia!

Mniejszość niemiecka na Opolszczyźnie

Poprzednio było niezbyt pochlebnie o narodzie polskim, teraz chciałbym coś powiedzieć o mieszkającej na Opolszczyźnie samozwańczej mniejszości niemieckiej. Nie byłem już długo w tych rejonach, a kiedy kilka lat temu tam bywałem, nie można było jak szczególnie odczuć działalności tych ludzi. Potem, z biegiem czasu, mniejszości niemieckiej jakby przybywało - paradoksalnie do zjawiska teoretycznej polonizacji tych ziem po wojnie. Znaki dwujęzyczne kiedyś były tylko wokół Opola, później sięgały coraz bardziej w stronę granicy z województwem śląskim - przybywało ich jak grzybów po deszczu. Kilka dni temu czytałem, że już montują na terenie województwa śląskiego - w gminie Sośnicowice (natychmiast zostały zamazane przez miejscową ludność). Nie wiem co członkowie tej mniejszośći robili w czasach PRL. Może byli w Niemczech i wrócili (w co nie wierzę, bo trend jest odwrotny - tacy ludzie masowo wyjeżdżali po wojnie i nadal wyjeżdżają do Niemiec, na stałe), może udawali Polaków, bo bali się konsekwencji ze strony władzy PRL i teraz pokazują swoją prawdziwą tożsamość, a może, co wydaje mi się najbardziej prawdopodobne... zmienili swoje poglądy, bo nagle przestało im się w Polsce podobać. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, jak to mówią. Podejrzewam, że większość zna historię na tyle by wiedzieć, że wszystkich Ślązaków bez wyjątku weryfikowała w lata 1940-tych Armia Czerwona. Wszystkich ludzi, przyznających się do narodowości niemieckiej, wysiedliła. Reszta Niemców sama uciekła. Tutejsza mniejszość ma w zasadzie w całości polskie lub, jak kto woli, śląskie nazwiska. Kwestia tylko tego, że ich przodkowie żyli na podległym wówczas władzom niemieckim Śląsku i trochę z tych Niemców zaczerpnęli. Potem jednak, rodziny śląskie, przywiązane nadal bardziej do ziemi i wspólnoty lokalnej aniżeli do jakiegoś państwa, identyfikujący się ze swoją wsią lub gminą, wybrali Polskę i jako ludność względnie polskojęzyczna zostali zakwalifikowani jako Polacy. W przeciwnym razie zostaliby wysiedleni do Niemiec. No i w dzisiejszych czasach takie rodziny widząc nagle pewne wady w państwie polskim, wolą być narodowości niemieckiej, tym samym odcinając się od polskich problemów i próbując pokazać swoją wyższość nad tym narodem. A de facto z Niemcami nie mają wiele wspólnego, prócz tego, że ich rodzice byli obywatelami niemieckimi  - ale narodowości polskiej! To tak jakby dzisiejszym mieszkańcom Kielecczyzny przestała podobać się rządząca partia i nagle - jako dzieci obywateli rosyjskich (chodzi mi o zabory) narodowości polskiej, zaczęli manifestować, że są mniejszością rosyjską. Tak raczej nie zrobią, bo na tych terenach tożsamość narodowa zawsze była mocniejsza, a poza tym Rosja nie jest czymś ambitnym dla Polaka - a bycie Niemcem to przecież awans społeczny... a jakże! Polecam bardziej wnikliwie przeanalizować tę kwestię i dopiero wówczas wyciągnąć jakieś wnioski.

niedziela, 2 lutego 2014

Co mogę powiedzieć o Polakach

Śnieg znów stopniał. I zrobiło mi się smunto, bo w przeciwieństwie do większości i pomimo tego, że jestem kierowcą, lubię biały puch. W tych kilku ostatnich latach jest z tym kłopot, bo śniegu nie ma wtedy, kiedy powinien być. Lubię też upał, nawet jak mocno dogrzewa. Na Wyspach Brytyjskich ciężko z tym pierwszym i z tym drugim. Dlaczego o nich piszę? Bo tam ludzie są naprawdę zadowoleni ze swojego miejsca zamieszkania, a pogoda jest strasznie do kitu. Leje i zimno, a i tak jest wesoło. W Polsce, kiedy przychodzi prawdziwa zima, wszyscy narzekają. Kiedy jest zimne lato, jest niedobrze, gdy zaś dogrzeje, jeszcze gorzej. I wszyscy to zauważają, ale sami tak robią. Wszędzie są narzekania, na każdym podwórku zawsze są jacyś narzekający, ale Polacy są w tym po prostu mistrzami. A to zamiast wpływać na dobre, pogrąża i nie pozwala się rozwijać. Można wszędzie znaleźć pozytywy i nie trzeba zwracać uwagi na to, co nam nie pasuje. Przynajmniej w tych sprawach, na które nie mamy wpływu - dlatego mówię o pogodzie. No bo przypuśćmy, że za oknem mamy śnieg. I tu szukamy pozytywów - można iść na spacer, można ulepić bałwana, można się świetnie bawić. A tak poza tym śnieg nam poprawia samopoczucie, nawet jeśli o tym nie wiemy. Doceńcie Polskę i środowisko, w jakim żyjecie. Tu nie jest tak źle, Polska jest super!
     Ten naród się zawsze czymś usprawiedliwia i zawsze robi z siebie ofiarę - czytajcie Mickiewicza (Dziady), to nie będzie z Wami dobrze. Trzeba wziąć poprawkę na to, że Wieszcz żył w innych czasach, a teraz to już tym biednym i skrzywdzonym narodem nie jesteśmy. Tyle zawsze słychać narzekania na Niemców, na Rosjan, na rodzimych komunistów. A Polska to państwo zbudowane przez inne nacje - tak niestety jest. Zbudowali nam infrastrukturę, miasta i przemysł, a potem jeszcze oczyścili Polskę pod względem etnicznym. I dziś Polacy mają demokratyczne państwo i... siedzą i czekają niewiadomo na co. Komunizm nie zepsuł narodu, jak to niektórzy mówią. Naród jeszcze nie był przygotowany na demokrację - do dziś nie jest. No bo demokracja, Drodzy Państwo, polega na tym, że to społeczeństwo działa. U nas z tym ciężko, chociaż młodzi coraz bardziej już się angażują. Na razie mało. Nie narzekać na władzę, tylko podejmować jakieś działania - to jest demokratyczne.
     Ile czasu musi jeszcze upłynąć, by to społeczeństwo nauczyło się zasad, które pomagają w relacjach z ludźmi? Dlaczego Polak to osoba zamknięta w sobie, zakompleksiona, zawistna i negatywnie nastawiona do świata? Czasem mam wrażenie, że Polacy toną w kompleksach. Nie potrafią pogodzić się ze sobą i cały czas patrzą na kogoś z zawiścią - pragnąc zmienić to, czego nie można. Trudno tu o szczerość i otwartość. Nie znam do końca zasad, którymi kierują się ludzie z państw bardziej rozwiniętych cywilizacyjnie niż nasza ojczyzna. Spędziłem jednak mnóstwo czasu za granicą i jestem pozytywnie zaskoczony tym, jak tam funkcjonują relacje międzyludzkie. Życzliwość i otwartość to jest to, co mogłem zauważyć. Jest różnica. Pamiętajmy, to my tworzymy naszą rzeczywistość. I jeśli narzekamy na Polskę, narzekamy też na siebie.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Słowo o pijanych kierowcach

Ludzie się głowią i zastanawiają, co by tu zrobić z tymi kierowcami na "podwójnym gazie". Jedni mówią, by takich delikwentów, którzy po alkoholu spowodują wypadek, wsadzać na długie lata do więzienia, inni znowu ich krytykują, mówiąc, że trzeba wymyślić coś innego, coś takiego, co na dobre odciągnie pijących od prowadzenia samochodu. Wymieniają m.in. kary pieniężne czy odbieranie na dłużej prawa jazdy. A ja tymczasem mam inny pomysł. I myślę, że część z Państwa mnie za to skrytykuje. Sądzę, że trzeba PODWYŻSZYĆ dopuszczalną ilość alkoholu, po której możliwe jest prowadzenie. Tak, tak myślę. Już tłumaczę, dlaczego. Przypuśćmy, że ktoś pije na imprezie. Myśli sobie, że ta przepisowa ilość jest na tyle mała, że i tak się nie zmieści, więc pije, ile chce, twierdząc, że jeśli go złapią, to czy by miał mniej czy więcej, i tak będzie problem, nieważne czy skończy się to więzieniem, czy tylko karą pieniężną i odebraniem na jakiś czas prawa jazdy. Takie rozumowanie. Tymczasem jeżeli limit wynosiłby np. 0,5 promila (ha, w UK i tak jest np. 0,8), to ludzie już by próbowali się zmieścić w tej wartości. "Wypiję sobie tyle, bym się zmieścił w 0,5" kontra "Piję i mam wszystko w du***, jak mnie złapią, to i tak będzie przechlapane". Widzicie tu różnicę? Kwestia tylko, czy Polacy są nacją na tyle odpowiedzialną, by tak się zachować. Limity spożycia alkoholu w Europie pokazują, które państwamają odpowiedzialnych obywateli. No bo niby dlaczego w Wielkiej Brytanii można dużo wypić, a w takiej Rumunii kompletnie nic? Rozumiecie mnie?

środa, 1 stycznia 2014

Witam w Nowym Roku!

Poprzedni rok jakoś tak szybko przeleciał, ale wiele się wydarzyło i dużo się nauczyłem. Duużo zrozumiałem i myślę, że tą mądrością (mówiąc nieskromnie ;)) się z Wami podzielę, może komuś się przyda. To jednak kiedy indziej :) Dziś chciałbym tylko życzyć czytelnikom wszystkiego dobrego w Nowym Roku, żebyście podążali za swoimi marzeniami i żyli pełnią życia! W życiu nie można się nudzić :D